Konkurs w St-Maurice ma to do siebie, że jest całkowicie anonimowy. Jury nie ma żadnych możliwości kontaktu z uczestnikami, grającymi pod wylosowanymi numerami. Mimo iż konkurs jest otwarty dla publiczności (i całkiem nieźle przez nią odwiedzany), nikt ze słuchaczy również nie zna nazwisk kandydatów ani krajów, które reprezentują.
Czy nie tak właśnie powinny wyglądać konkursy z prawdziwego zdarzenia?
Czy nie powinno też tak być i w Polsce?
I i III etap konkursu odbywa się na wielkich organach firmy Kuhn w bazylice opackiej Św. Maurycego.
Oprócz bezwzględnej anonimowości, konkurs w St-Maurice słynie tym, że uczestnicy muszą sami sobie rejestrować. Co prawda, mogą mieć pomocników do przewracania kartek, ale registrowe kombinacje zmieniają sobie sami. Nie zawsze skutkuje to dobrze, ale, jakby nie było, wszyscy mają takie same warunki.
Czym jeszcze różni się konkurs w St-Maurice od chociażby znanych mi konkursów polskich?
Istnieje bezwzględna kontrola nad czasem prób. Każdy uczestnik dostaje tyle samo czasu i musi opuścić organy, nawet jeżeli nikt się po nim nie zjawia. Nikt też nie ma możliwości przyjechać do St-Maurice wcześniej, by sobie zarejestrować, przyzwyczaić się do instrumentu, pograć do woli itp. Zatem i Szwajcarzy, i Niemcy, i Polacy, i Japończycy (z Japonii, a nie z Europy, choć ci z Europy też) mają dokładnie takie same warunki.
Nikt tu nie ćwiczy nocami, nie gra recitali miesiąc przed konkursem, nie przywozi swoich studentów i nie odbywa przy tych organach lekcji.
Ewenementem jest fakt, że Szwajcarzy na ogół bardzo niechętnie biorą udział w tym konkursie. W innych szwajcarskich konkursach zresztą również. Szwajcaria - to mały kraj, gdzie każdy każdego zna. Wystąpić na konkursie i ewentualnie nic nie wygrać - to niezły cios we własną reputację. Dlatego nikt się nie kwapi, by powalczyć na "własnym podwórku" w St-Maurice.
Zresztą, krążą plotki, że w tej edycji konkursu bierze udział uczestnik ze Szwajcarii. Nie wiem, który to numer, i nie interesuje mnie to.
Z własnych doświadczeń pamiętam również, że obecność innych uczestników na próbach swoich kolegów nie jest mile widziana. Co prawda, bazylika jest otwarta dla zwiedzających, ale siedzących i notujących wszystko konkurentów (w czym szczególnie ostatnio specjalizują się uzdolnione panie z Azji) organizatorzy starają się grzecznie wyprosić.
Miłym akcentem jest, że wszyscy zakwalifikowani uczestnicy mają możliwość nieodpłatnego zakwaterowania, a nawet wyżywienia w rodzinach miejscowych melomanów, którzy raz za razem bardzo się starają, poświęcają i stwarzają swoim podopiecznym jak najlepsze warunki. W swoim czasie miałem zaszczyt mieszkać u wspaniałej rodziny Claudine i Jean-Paul Duroux, z którą i do dzisiaj utrzymuję przyjazne stosunki korespondencyjne. Jean-Paul był kiedyś przewodniczącym parlamentu kantonu Valais (Wallis), do którego należy również St-Maurice. Wiem, że zarówno teraz, jak i dwa lata temu, gościli oni innych uczestników.
Uczestnicy mają możliwość niemalże nieograniczonych prób na pięknych instrumentach mechanicznych w okolicach St-Maurice, gdzie są zawożeni przez swoich gospodarzy. Nic nie stoi na przeszkodzie, by codziennie przez kilka godzin ćwiczyć na doskonałych, wrażliwych na dotyk organach. Powiem szczerze - to bardzo się przydaje, gdyż nawet najlepsza forma utworów rundy finałowej po tygodniowym pobycie tutaj ulega pewnej degradacji, której nie zapobiegną próby na instrumencie konkursowym, w całości przeznaczone na ustalenie i sprawdzenie rejestracji (na nic więcej czasu raczej nie starczy). Możliwość codziennego ćwiczenia na różnych instrumentach - to ogromna zaleta tego konkursu.
Nie muszę chyba mówić, że wszyscy uczestnicy dostają takie same przedziały ćwiczeń na organach pomocniczych. Lista "organogodzin" dzieli się przez liczbę uczestników, i każdy dostaje ten sam przedział czasu.
Ciężko to sobie wyobrazić (szczególnie znając polskie realia), ale tu wszyscy grają fair.
Program I etapu konkursu
Rozpoczęcie I etapu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz