wtorek, 16 sierpnia 2011

I etap - wyniki

Po przesłuchaniu ostatniego uczestnika udaliśmy się na naradę, by wyłonić kandydatów, którzy przejdą do drugiego etapu.

Każdy z nas (a jurorów jest siedmioro) miał podać na kartce numery tych, którzy, jego zdaniem, są godni, by zagrać w kolejnym etapie. Nie było konieczności podawania tylko i wyłącznie ośmiu numerów, gdyż chodziło po prostu o liczbę uzyskanych głosów na jednego uczestnika.

Oto jak przedstawia się tabela (po lewej - numer kandydata, po prawej - liczba oddanych na niego głosów):

1 - 0
2 - 3
3 - 5
4 - 1
5 - 2
6 - 4
7 - 7
8 - 0
9 - 2
10 - 6
11 - 6
12 - 0
13 - 0
14 - 6
15 - 0
16 - 0
17 - 4
19 - 5
20 - 1
21 - 1
22 - 0


Jak widzimy, numer siedem jest szczęśliwy - oddano na niego aż siedem głosów, zatem głosowaliśmy jednogłośnie. Oprócz niego, do drugiego etapu zakwalifikowali się ci, którzy otrzymali "tak" większością naszych głosów (co najmniej 4/7): kandydaci nr 3, 6, 10, 11, 14, 17 i 19.

Nie powiem, że wszyscy z łatwością wyznaczyli swoje numery. Było poczucie odpowiedzialności, były rozważania, porównania, żmudne wczytywania się we własne notatki. Mimo to, jak widać, rozrzut głosów był dość duży, bo niektórym z nas podobali się diametralnie różni kandydaci. Co do wytypowanych przeze mnie uczestników, mogę powiedzieć, że 5 z siedmiu znalazło się w drugim etapie. Czyli nie jest ze mną źle.

Po głosowaniu odbyło się ustalenie, co każdy z wytypowanych kandydatów zagra w II etapie. Wybierając jedną z zaproponowanych Sonat triowych oraz jedno z Preludiów i fug Bacha, staraliśmy się, by utwory możliwie się nie powtarzały (by publiczność mogła wysłuchać jak najszerszego wachlarza dzieł bachowskich), pasowały do siebie tonalnie, a dodatkowo by nie było połączenia w przypadku jednego uczestnika dwóch "łatwiejszych" utworów. Oczywiście, w przypadku Bacha słowo "łatwiejsze" zawsze nosi znamiona skrótu myślowego, toteż proszę moje określenie potraktować właśnie w ten sposób.

Nie ogłaszaliśmy wyników obrad publicznie, gdyż nie mogliśmy stanąć twarzą w twarz z oczekującymi na werdykt uczestnikami. Maestro Athanasiades podał wyniki ustaleń telefonicznie, i jeden z jego współpracowników ogłosił je konkursantom.

Po dłuższej przerwie obiadowej, kiedy szczęśliwcy biorący udział w II etapie otrzymywali nowy rozkład i miejsca prób, odbyło się spotkanie części jurorów z tymi, kto odpadł po pierwszym etapie. Poszedłem na to spotkanie i, muszę powiedzieć, byłem nieco zdegustowany postawą części kolegów-jurorów, którzy po prostu na spotkanie nie przyszli. Ostatecznie, nie przyjechaliśmy tutaj na "szwajcarskie wakacje", tylko do pracy, zaś przecież każdy z nas dostał za nią wynagrodzenie - zatem takie woluntarystyczne podejście jest dla mnie całkowicie niezrozumiałe. Oczywiście, nie zawsze przyjemne jest tłumaczenie komuś, dlaczego został wyeliminowany, jak również wytłumaczenie mu różnych popełnionych błędów - ale sądzę, że jakaś uczciwość jurorska, w dodatku, jurorów anonimowych, wymaga pewnej odpowiedzialności w momencie konfrontacji twarzą w twarz nie z anonimowym "kandydatem nr X", a z żywą i zawiedzioną istotą ludzką.

Tak czy inaczej, ale z siedmiu jurorów na spotkanie przyszło trzech, w tym ja.

Dopiero później, wieczorem, zapytałem się Zsigmonda Szathmary'ego, dlaczego nie przyszedł, choć musiał wiedzieć, że na jego obecność czekało całkiem sporo ludzi. Jego odpowiedź mnie rozbroiła - "Czekali? To dobrze. Bo nie lubię, kiedy uczestnik, zamiast słuchać, co mam mu do powiedzenia, zaczyna się mądrzyć i mówić, że on to wszystko zrealizował, tyle że ja tego nie usłyszałem, albo że zaczyna walczyć o swoje zdanie i swoją wizję utworu, zamiast słuchać mojej opinii. Wolę nie przychodzić, niż się z nimi użerać". Zatkało mnie, szczerze mówiąc. Taki feudalizm? W sztuce? W muzyce organowej? W Europie XXI wieku? Dyskusja z "niziołkami" nie jest stosowna?

Program II etapu konkursu
Organy kościoła św. Zygmunta
Rozpoczęcie II etapu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz