wtorek, 16 sierpnia 2011

I Etap (4). Kandydaci nr 14-22

Dzisiaj wysłuchaliśmy pozostałych kandydatów I etapu.

Kandydat nr 14 zaprezentował bardzo dobry poziom. Bach był ładnie i "muzykalnie" wykonany, kadencje wysłuchane, melodia otrzymała ładne ukształtowanie agogiczne. Wrażenie trochę popsuły zbyt wyraźne zwolnienia przy okazji każdej kadencji oraz zbyt krótkie przednutki w drugiej połowie utworu, które nie dość, że krótkie, to były jeszcze oba razy jednakowe.

Liszt również wypadł nadzwyczaj pozytywnie. Kilka niestandardowych ciekawostek - i utwór rozkwitł pysznym kwiatem.
Na początku fugi dało się usłyszeć przekazanie tematu w basie do pedału, przez co stał się odrobinę wyraźniejszy. Wspaniały efekt!
Bardzo na "nie" byłem przy okazji kolejnego zepsutego dolente (barokowe echa i nieuzasadnione, mocno kontrastowe pasaże sekstowe), ale ostatecznie skłonny jestem uznać, że nad organistami w tym miejscu wisi jakieś ciężkie do wytłumaczenia fatum, i mówi się trudno: nic się z tym nie da zrobić.
Od drugiej połowy fugi (słynne gamy w e-moll) zaczęło mi brakować głosów pedałowych. Było po prostu za cicho, a pedał chował się nie wiadomo gdzie. No i już mi się znudziło pisać (choć muszę): "więcej pauz", "wolniej końcówkę", "więcej brzmienia", bo organiści, jak się wydaje, nie mają o tym pojęcia.
Jak można wykonywać muzykę, nie czując tej muzyki? Mam niesmak od pisania takich banałów...

Kandydat nr 15 miał zbyt mechanicznego Bacha, by udało się w nim cokolwiek zrealizować. No więc i się nie udało.
Liszt również był kolejnym już pomieszaniem z poplątaniem, kiedy rejestracja nie służy emocji, emocja nie znajduje potwierdzenia w tempie bądź agogice, tempa są przypadkowe, zaś wcale nie tak rzadkie udane miejsca nie są w stanie utworzyć spójnej całości, która mogłaby pomóc "wywlec" wykonawcę do kolejnego etapu.
Na dodatek cała druga połowa fugi zagrana została na jakimś zaciętym "Tutti", które pewnie kandydat omyłkowo wcisnął i nie wiedział, co z tym począć dalej. Pierwotnie, taka głośna, bezwzględna, drastyczna rejestracja (warto samemu spróbować!) sprawiała nawet fajne wrażenie. Lecz, kiedy ostatnie ppp w Ges-dur zabrzmiało wszystkimi Bombardami i Cymblami tutejszego Schwellwerku (Récit), stało się jasnym, że cała druga połowa Liszta zawdzięczała swój dynamizm i dramatyzm banalnej pomyłce. Szkoda, bo pomysł zakrawał na ciekawy; umiejętnie zrealizowany mógłby w jakimś sensie "zrewolucjonizować" nasze wyobrażenie o tym utworze.

Kandydat nr 16 zagrał w sposób całkowicie nieakceptowalny. Najpierw akompaniament w chorale całkowicie zagłuszył cantus firmus, czyli melodię (!), potem doszły do tego dziwne wahania tempa. Liszta cechowała niesamowicie brzydka rejestracja, gdzie wszystko, co miało być cicho, było głośno, a wszystko, co miało się wyodrębniać (np. pedał), gdzieś zupełnie znikało. Toż trzeba tak potrafić zepsuć tego Liszta! Doszło do tego, że nawet w pedałowym trillo nie było Puzonu ani żadnych innych podobnych głosów. Cóż za skromność! Istnienia aż trzech labialnych manuałowych szesnastek w tych organach kandydat, jak widać, nie zauważył wcale. Do tego dochodziły całkiem liczne błędy tekstowe, zatem nie pozostało mi nic innego, jak zakończyć "charakteryzację" kandydata frazą "Wrażenia coraz gorsze".

Kandydat nr 17 nie wyjawił jakoś szczególnie swoich talentów ani wad. Bach był grzeczny, miły i trochę nijaki. Podobnie Liszt: ani zły, ani dobry, z lekka nadpsuty, troszkę spartaczony, ale nie tak bardzo, by od razu kandydata przekreślać.
I znów w całej drugiej połowie Liszta zaczęło mi dosadnie brakować pedału. I nie powiem przecież, że "takie już są te organy", bo takimi one NIE SĄ i pedał ma aż nadto głosów, by wyodrębnić jego linię pod każdym względem.
Proszę tylko sobie wyobrazić, że w końcowych akordach, utwierdzających mało organową (ze względu na wysokie położenie dźwięku "B") tonację B-dur, zabrakło Puzonu! Nie proszę już o Subkontramegabombardon 32', tylko o zwykły, najzwyklejszy, kochany i miły Puzon! Wręcz błagam o niego!

Niestety, i poza brakiem puzonu było sporo niedoskonałości, najważniejszą wśród których okazał się całkowity brak jakiegokolwiek dynamizmu czy dramatyzmu.

Kandydat nr 18 nie przybył. Baba z wozu - koniom lżej.

Kandydat nr 19 zaczął Lisztem, a skończył Bachem. Być może, zaszkodził sobie tym, gdyż Bach z jego matowym, wyblakłym brzmieniem, mechanicznością, brakiem jakiejkolwiek agogiki i przesadnym legato nie był najprzyjemniejszym akcentem na zakończenie występu.

Liszt, nie zważając na swoją schludność i ogólną czystość, nasunął szereg spostrzeżeń na temat obranej wersji tekstu muzycznego. Otóż wykonawca grał używając redakcję Karla Straubego, znaną z tego, że pan redaktor poczynił ogromne ingerencje w "niewystarczająco organowym" tekście autorstwa Liszta. Czy wyszło to Lisztowi na dobre - to temat do dyskusji. Natomiast logicznym wydaje się, że, skoro jakiś wykonawca bierze sobie na realizację redakcję Straubego, to musi być konsekwentny i realizować ją do końca. Bo tylko w tym przypadku nazwisko Straubego obraną wersję autoryzuje i usprawiedliwia. Bo realizowanie jej "w jakiejś części" jest po prostu trochę niestosowne. Jednak nasz wykonawca właśnie tak i uczynił. Nie bał się zagrać na końcu te koszmarne zdwojone kwinty Des-As-Des – Ges-Des-Ges, które po tym wykonaniu będą mi chyba śnić się nocami, za to całkowicie zmodyfikował propozycje Straubego wobec zmian manuałów w drugiej części fugi. Co za tym stoi? Nie wiem, ale, drogi organisto, jeżeli nie chcesz być uzależniony od rozwiązań pana Straubego, weź po prostu inną redakcję i wykonaj to, co chciał Liszt. Bo tak wyszło nam "ani ryba, ani mięso"; ani "Liszt", ani "Liszt-Straube".

Kandydat nr 20: w melodii chorału Bacha znalazł się niespodziewanie Larigot 1 1/3', który był za ostry i nie pasował emocjonalnie do tej muzyki. Do tego doszły nieczytelne ozdobniki - i Bach był na "nie".

W Liszcie, o dziwo, wrażenie moje było coraz lepsze. Urzekła mnie świetnie wykonana część oktawowa fugi, która zabrzmiała w niewiarygodnie szybkim tempie. To ukazało nietuzinkowość wykonawcy. Trochę więcej czasu na próbę - a mogłoby być naprawdę ciekawie.

Kandydat nr 21 wybrał dla Bacha jakieś dalekie w brzmieniu i wybrzmieniu głosy, które brzmiały całkiem romantycznie, lecz uniemożliwiły jakąkolwiek pracę nad cieniowaniem, agogiką i artykulacją: nic nie było słychać. Może, jako tło w filmie to by pasowało idealnie, ale tutaj można było oczekiwać czegoś całkiem innego. Na dodatek, ornamentowany cantus firmus rozpoczął się z nieoczekiwanym f zamiast fis. Co to, nawiązanie do pierwotnej (z naturalnym f) wersji tego chorału? Jury, muszę powiedzieć, było zaskoczone, niekoniecznie od razu negatywnie. Ale zatem dlaczego przy powtórce jest już tradycyjne, bachowskie fis? Gdyby wykonawca konsekwentnie proponował w tym miejscu f naturalne, jury niekoniecznie uznałoby to za błąd. A tak - uznało, bo świadomej koncepcji tu nie dostrzegło.

Liszt zabrzmiał generalnie bardzo ładnie, choć któreś już z rzędu wyciszenie po pedałowym trillo, a przed dojściem do finałowego B-dur, zmusiło do zastanowienia się, czemu ono tak naprawdę ma służyć.

Kandydat nr 22 - ostatni - zaprezentował nieczystego i nieakuratnego Bacha, co w istocie od razu go przekreśliło. Liszt wyróżnił się "ohydną rejestracją, całkowicie nieprzemyślaną" (jak sobie zanotowałem), i licznymi błędami w tekście, które, z całym szacunkiem, wcale nie wynikały z krótkiego czasu prób i przygotowań do I etapu.


Wyniki I etapu


(Przynależność kandydatów do poszczególnych krajów - patrz tutaj)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz