wtorek, 16 sierpnia 2011

I Etap (2). Kandydaci nr 2-5

Kandydat nr 2 zwrócił na siebie uwagę Bachem, zbyt szybkim, ze zmanierowanymi przebiegami, nieczytelnymi (i niestylowymi) nieraz ozdobnikami, lecz autentycznie zainteresował swoim Lisztem.

Może się mylę, ale dało się usłyszeć daleki od zachodnioeuropejskiego temperament. Nie wiem, czy była to Azja, czy Europa Wschodnia, czy może jakaś Ameryka Południowa. W każdym razie, była to śmiała, choć i pełna niedoskonałości technicznych gra. Dało się usłyszeć, że wykonawca wie, co to jest "symfonizm", czemu służy podejście do kulminacji, jak się kształtuje accelerando. Po raz jedyny tego dnia wskazana przez kompozytora durchschlagende Aeoline 16' została zrealizowana za pomocą zamkniętej w żaluzji Bombardy 16'. Efekt był znakomity - moje uszanowanie dla grającego! Czy wiecie Państwo, jakie miny mieli francuskojęzyczni członkowie jury? Oni, wykształceni w kręgu francuskiej kultury organowej, nie wiedzieli, co to durchschlagende Aeoline! Słysząc zamkniętą w szafie ekspresyjnej Bombardę, zaczęli się krzywić jak na jakiś ekstrawagancki, wyjątkowo nietrafiony wybryk rejestracyjny grającego. Koledzy jurorzy, tego rodzaju niewiedza jest karalna, a wasze francuskie wychowanie nie uratuje Was przed wymogami XXI wieku. Bo ta Aeolina tam jest i być musi, czy Wam się to podoba, czy nie, i czy Wasza przestarzała edycja ją zawiera, czy nie!

Pomimo sporej ilości nieczystości i innych mankamentów technicznych, słuchałem wykonania Liszta przez kandydata nr 2 z wielkim zainteresowaniem. Z pewnością inne, koncertowe i mniej stresujące występy tego wykonawcy muszą być bardzo godne uwagi.

Kandydat nr 3 był pierwszym (i jednym z nielicznych), który zaryzykował zarejestrować akompaniament chorału fletami 8' i 4'. To wprost niewiarygodne, jak zbrzydły nam pryncypały 8', rozbrzmiewające w dwóch dotychczasowych wykonaniach! Lica jurorów się rozpromieniły...
Chorał był wykonany prawie idealnie. No, może ideał nie istnieje, więc wypada powiedzieć "optymalnie". Bardzo mi się podobało tempo, ładnie ukształtowane kadencje, intonowanie melodii i żywa, dobrze opracowana artykulacja lewej ręki.

Liszt z kolei nie był bezproblemowy. Prof. Szathmary zasugerował mi wręcz, że grający musi być "składu barokowego" i nie do końca dobrze odnajdywać się w romantyzmie, a zatem gra nieco schematycznie. Jednak jak dla mnie, ten Liszt miał swoje wartości: dobrze opracowaną koncepcję tempową, dobrą technikę manuałową. Nie obeszło się bez drobnych przykrości, jak to np. nietrafiona rejestracja w pedale (t. 169), która przecież musi być kontynuacją brzmienia poprzedniego manuałowego pasażu, a nie czymś jakościowo nowym (to też częste niedopatrzenie w tym utworze, które, mimo swej małości, potrafi popsuć wrażenie od niejednej dobrej w innych aspektach koncepcji).

Kandydat nr 4 wywołał skrajne emocje jury. Jego Bach zabrzmiał w ekstremalnie wolnym tempie (jeden z członków jury nawet zażartował, że przez to odwleka nam się przerwa na kawę, na którą wszyscy czekaliśmy). Nie dość, że wolno, to jeszcze zbyt romantycznie. Jednak to, wbrew pozorom (a może tylko dla mnie?), zdało egzamin. Bach był wyjątkowy. Doskonale dobrany był głos solowy - z jakimś Nazardem (2 2/3'), który brzmiał jak Quintaton. Nieco za słaby był pedał, co szkoda, bo w tak wolnym tempie te pedałowe "kroki" przestają być odbierane jako właśnie kroki.

Liszt był dobry, choć nie bez wad. Niepotrzebne echa, zmiana rejestracji w tt. 30-31. Usłyszałem za to kilka pięknych pauz generalnych (jednak ktoś wie, po co one istnieją!), oraz usłyszałem prawdziwe misterioso w Fudze, granej z 16' w manuale. Niesamowite: ten organista nie boi się manuałowej szesnastki! Toż to ginący gatunek, prawie niespotykany w obecnych czasach! Czuję solidarność zawodową. Full respect.

Kandydat nr 5 zagrał bardzo problematycznie. Ciągle wyłaziły jakieś nieprzyjemne momenty, czy to zbyt cichy i nieczytelny akompaniament w chorale, czy zbyt mało wysłuchane ozdobniki w melodii, czy też kompletnie chaotyczna i nielogiczna rejestracja w utworze Liszta, gdzie wykonawca, z jednej strony, do przesady dużo używał 32-stopowego Bourdonu w pedale, a z drugiej, przez całą drugą połowę utworu (od t. 162) rejestrował pedał niesłychanie (w dosłownym znaczeniu) cicho, tak że momentami go po prostu nie było słychać. Wszystko było nie takie jak trzeba: ppp - za głośno; FFF - za szybko. Zabrakło koncepcji tempowej.


O reszcie - jutro. Jak się nie zjawię o 8.20 w bazylice, zawalę konkurs :) A że dwa lata temu to mi prawie się udało, do telefonicznej pobudki mnie jutro zobligowała się dobra połowa miasteczka :)
Dobranoc.

(Przynależność kandydatów do poszczególnych krajów - patrz tutaj)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz